Początek wspomień..O Galicji ...Zdjęcia z kresów ..Mapy historyczne..Kresy wschodnie

Ja Brożbar Leon ur.1898 r. spisuję tę historię , aby potomni naszej rodziny poznali swoich przodków takimi jacy byli i co uczynili w swoim życiu dla wsi Gać .



Przed uwłaszczeniem w 1862 r. najbardziej gnębieni byli przez dziedziców kmiecie , ci broniąc się przed panami i latami głodu jakie nawiedzały wieś założyli magazyn ze zbożem. zw. Zsypkiem , do którego miały dostęp wszystkie stany gromady .Zsypek mieścił się na terenie folwarku i pieczę nad nim sprawował wójt razem z panem wsi . W czasie dobrych zbiorów każdy kmieć odsypywał do tego magazynu naznaczoną na niego część danego zboża , żyta cztery ćwierci1* z łanu .W czasie głodu , złych zbiorów czy jakiegoś wypadku losowego np. pożaru , potrzebujący zgłaszał się do wójta i pożyczał zboża pod zasiew , oddając pożyczkę zaraz po zbiorach , za cztery ćwierci pożyczone oddawał pięć ćwierci .

Wójt decydował o jakości oddawanego materiału siewnego , a z tym różnie bywało , ta forma rozliczeń potęgowała jedynie władzę wójta . Świadczy o tym fakt sprzedaży przez wójta Mirka 2,20ha . dobra wsi Gać za parę litrów spirytusu , sąsiedniej wsi Białoboki , co jest utrzymane do dzisiaj .

Mój dziadek Brożbar Szymon był kmieciem 40 morgowym , mieszkał w chałupie starego typu tzw. dymnej , gdzie pomieszczenia mieszkalne i obora mieściły się pod jednym dachem.Z pola wchodziło się do ogromnej sieni , która dzieliła dom na dwie połowy i nie posiadała powały 2* , sień u zagrodników często służyła za klepisko podczas zimowej młocki zboża .Z sieni wchodziło się do piekarni 3* gdzie na nalepie (przednia część pieca chlebowego )stał „dynarek”.Dynarek w niektórych domach to ;żelazny trójnóg z zawieszonym kociołkiem , a w innych żelazne pręty , specyjalnie powyginane na których stawiano garnki do gotowania strawy, pod dynarkiem palono ogień przykładając drewno . Dym rozchodził się po piekarni , osadzając sadze na ścianach , wychodził do sieni przez otwarte drzwi , po dach i na zewnątrz domu przez dziury w poszyciu dachu .

Z piekarni prowadziły drzwi do izdabki 4* , która u bogatych kmieci bielona była wapnem , dużą część izdebki zajmował piec chlebowy , który był w izdebce , a jedynie wejście do komory pieca znajdowało się w piekarni .W tej części domu przyjmowani byli ważniejsi goście , rodziły się dzieci , spał gospodarz z żoną i maleńkie dzieci , bo podrostki i starsi spali po strychach i oborach , taki był zwyczaj .Do izdebki schodziła się rodzina w czasie świat kościelnych i rodzinnych , obiad , jużynę i wieczerzę spożywano w piekarni , jak też większość czasu w ciągu dnia spędzano w piekarni.

Po drugiej stronie sieni była stajnia , przeważnie dla koni , których pilnowano przed złodziejem i komora służąca za spichlerz żywności oraz przechowalnię tzw. świątecznej odzieży . Klucz do komory gospodarz trzymał za pasem , otwierając komorę zwykle rano aby wydać pożywienie naznaczone na dany dzień .Kto miał klucz do komory ten był panem na gospodarstwie .

W owym czasie dziadek Szymon nie uprawiał całości swego gruntu , lecz zwyczajem tamtych czasów około połowy , Druga część grunty od strony granicy z Kosiną i Nowosielec zapuszczona była na ugór , gdzie wypasano owce od wczesnej wiosny aż do późnej jesieni zaganiając je tylko na noc do „stebnika” 5* , w którym było koryto na wodę .Stebnik miał drzwi zamykane na drewniany skobel 6*. Dziadek miał stado 50 sztuk owiec .



1*ćwierć-25 kg.

2*powała –sufit

3*piekarnia –kuchnia

4*izdebka –pokój

5*stebnik –drewniana szopa

6*skobel –drewniana zasuwa



Ugory tak z północnej jak i z południowej strony wsi porośnięte były jałowcem i karłowatą sosną , pełne jarów , wąwozów , rozpadlin , zamieszkałe przez borsuki , lisy i wilki , które często odwiedzały wieś , szczególnie zimą .Na pozostałej części gruntu też nie siano co rocznie , ? pozostałej ziemi , według uwczesnych wierzeń musiała odpoczywać 1 rok , aby mogła rodzić przez 3 lata .

Gleba była niemożliwie zaperzona i zakwaszona , prymitywny drewniany pług ze źle ustawioną odkładnicą skiby przy orce prawie nie obracał , a o perzu mówili tak ; jakby taką od oraną skibę od granicy z Kosiną do wsi pociągnął za sobą , to by ją w całości z pola ściągnął .Po wykonanej podorywce ziemię uprawiano dalej tzw. hakiem . Hak to narzędzie na dwóch kołach wysokich jak od wozu , na drewnianej osi pomiędzy kołami przytwierdzony był grząździel szeroki na 40cm. , a do jego dolnej części tej samej szerokości z dębowego drzewa tzw. ryj zakończony na ostro , około 1880 r. czasem okuty blachą Takim to narzędziem ponownie przeorywano ziemię , ale już na w skos działki jednak nadal płytko , ponieważ hak był nie ustawialny .Po hakowaniu pole bronowano zbierając perz , tę czynność powtarzano aż uznano , że ziemia uprawiona jest należycie wyorywano zagony .Zagon to 6 skib wyoranych do składu z obydwu stron na długości jednego stajanie , a stajanie to 60 kroków za jedną nogą .Bruzdy pomiędzy zagonami miały ściągać wodę deszczową .

Uprawiana w ten sposób ziemia pomagała gospodarzowi w orientacji , które zagony plonują , a które odpoczywają .

Do 1914r. żniwa wykonywano sierpem i jeden żniwiarz obejmował taki zagon , jeżeli był to najemnik to za zboże z takiego zagonu odrabiał trzy dni robocze u właściciela gruntu .W czasie I wojny światowej z braku mężczyzn we wsi zaczęto używać kos , aby zebrać zboże w należytym czasie .

Na zagonach które odpoczywały siano przeważnie żyto jako najważniejsze ze zbóż i w ten sposób uzyskać jak największy plon , następnie owies dla koni , jęczmień , tatarkę , konopie , len , groch polowy , rzepę , wykę .

Dziadek Szymon oprócz 50 sztuk owiec na swoim gospodarstwie utrzymuje 8 koni i jedną krowę , która była zastawiona u żyda za pożyczoną gotówkę .

Cztery konie wraz z parobkiem przez cztery dni w tygodniu pracowało na folwarku odrabiając pańszczyznę , a maki na chleb z uprawianej ziemi pomimo że dosypywano do niej mielonego owsa czy wyki za zwyczaj starczało do Bożego Narodzenia , później żywiono się owczy mięsem , kraszoną owczym łojem kaszą z suszonymi owocami , a jeżeli go brakło to lnianym olejem , suszoną rzepa , gomułkami *7 .

Olej wyrabiano w miejscowych olejarniach , konopnego mało , bo i siano niewiele konopi , z których wyrabiano tylko powrozy , sznury i postronki .Natomiast lnu siano bardzo dużo , a po wymoczeniu maciorek *8 lnianych , wysuszeniu i wytarciu , gospodynie przędły nici ; cienkie na koszule , grube na spodnie i płutnianki . Każdy członek rodziny jak też służba otrzymywali przydział tzw. surowizny i musiał uprząść z niego nici , nowicjusze przędli nici poczesne z których wyrabiani płachty i wory .

Tkaczy w Gaci za młodości mojego ojca było 6 , kowali 2 , 5 kołodziejów , 3 rymarzy , 1 kuśnierz , 4 cieśli , wszyscy wywodzili się z zagrodników i kuczników , którzy mieszkali wzdłuż brzegów rzyki .

Olejarni było dwie ; jedna przy drodze cmentarnej obok karczmy w której odbywały się wszystkie wesela i chrzciny na tzw . Miarówce , druga na „końcu” też przy karczmie, która stała w dobrach Ordynacji przeworskiej .

Do olejarni dziewczęta szły dopiero pod wieczór po obrządku inwentarza aby utrzeć lnianego siemienia do tak zw. stopy .Światło w olejarni było nikczemne , do garnka lub glinianej miseczki nalewano oleju , pływak z drewna albo ziemniaka unosił knot , który dawał trochę

*7- suszony ser z czosnkiem lub innymi przyprawami * 8 - wiązki

słabego światła . Późno wieczorem do olejarni schodzili się kawalerowie żeby ubić w stopie

utarte siemię i zabić tzw. tarana , którym wyciskano olej , to wyciskanie odbywało się często bardo długo , tak że niejedna dziewuch później płakała .



-XXX-

Gać dzieliła się na trzy stany : kmieci , zagrodników i kuczników . Do arystokracji chłopskiej należeli kmiecie którzy po uwłaszczeniu 1862 r. posiadali gospodarstwa od 40 – 60 mórg , morga austryjacka to 58 a. – 5755m2 .

W Gaci do kmieci należały rody : Ślęk-Szlęk , Sochacki , Jakielaszek , Drozd , Zięba , Tuleja , Brożbar , Pacuła , Pudełko , Polak , Zając Lenar .Później do kmieci został przypisany ród Tonia .

Gać nie była zawsze parafią , jak też nie zawsze miała proboszcza , za młodości mego ojca Gać należała do parafii Kańczuga . Pierwszy kościół w Gaci , przed napadem Tatarów w 1624r . stał na górce za plebania , później jedynie krzyż , po napadzie ludzie wybudowali niewielką kaplicę na cmentarzu do której przyjeżdżał odprawiać msze kapłan z Kanczugi , obecny kościół stoi na starym cmentarzu .

W czasie gdy Gać nie była parafią grunta plebani były dzierżawione .Jednym z dzierżawców

plebani był kosiniak , który parobków też sprowadzał z Kosiny , w ten sposób do Gaci przybył pierwszy Tonia . Przyżenił się on u kmieci łanowych Ślęków , bezpośrednich sąsiadów pól plebańskich , za żonę otrzymał pół łanu –24 morgi , jego potomek Tonia Tomasz należał do światłych mieszkańców wsi , był radnym w powiecie Łańcut , sojusznikiem Żardeckiego posła do parlamentu austryjackiego i razem z Poszywokiem i Pudałko Józefem czytał zakazane pismo Wieniec-Pszczółka , a pod koniec zycia ukrywał u siebie w 1893 r. księdza Stojałowskiego , który u niego w stodole odprawił mszę , za co Tonia nie dostał rozgrzeszenia przy spowiedzi .

Encyklopedia PWN : Stanisław Stojałowski – 1845-1911 r. ksiądz, działacz ludowej Galicji ;od 1875 r. redagował tygodnik dla chłopów Wieniec-Pszczółka ;zdobył dużą popularność organizując pielgrzymki demonstracje ;tworzy chłopskie Kółka rolnicze i wyborcze komitety chłopskie ;dwukrotnie 1889 i 1894 przed wyborami do parlamentu austryjackiego aresztowany ; 1896 r. założył Stronictwo Chrześcijańsko Ludowe z ramienia którego w 1898 r. wszedł do parlamentu ;1898- 1911 r. poseł na sejm krajowy ; 1900 r. załzył zjednoczenie Stronictw Ludowych ;1904 r. Polskie Centrum Ludowe , pod koniec życia zbliżył się do Narodowej Demokracji .

Ojciec Tomasza zamienił się z Sochackim Walentym na całe gospodarstwa i poszedł na „koniec” obok pól plebani Ostrów , ą Sochacki przyszedł obok pól plebani Gać .

Sochaccy to zagrodowa szlachta , a było ich dwóch braci Walenty i Michał . Michał pozostał na ojcowiźnie , ich dom był jakby pałac miał wiele izb , a wokół niego rosły świerki i jodły .Sochacki Michał posiadał bibliotekę a w niej bardzo dużo starych ksiąg , które jego następca Cwykiel Józef sprzedał żydom z Kańczugi nas owijanie towaru , a że pisma nie znał to sprzedał książki za bezcen .

Do domu przybudowana była izba w której mieściła się kuźnia i ślusarnia .a wóz czy uprząż poskręcana była śrubkami. Michał był maniakiem z manierami starej szlachty , mówił jak panienka z wysokiego tonu , a rozmawiając z nim miało się wrażenie że rozmawia się z bardzo światłym człowiekiem , jednak najlepiej znała go jego pierwsza żona z domu Cwykiel Z żoną rozmawiał zawsze bardzo grzecznie , ale ona zawsze wiedziała jakie Michał miał zamiary .Jadąc z Kańczugi z jarmarku po drodze rozmawiał z żona bardzo grzecznie o swoim maleńkim synu Szymonie . Żona jak tylko przyjechali pod domu , wbiegła do izby i małego Szymka owinęła w chustę , wzięła z kołyski , wyniosła bocznymi drzwiami na pole .Michał po rozprzęgnięciu koni wziął orczyk wszedł do izby i z rozmachem uderzył w kołyskę , gdzie przed chwilą był w niej jeszcze Szmek . Na drugi dzień zaraz z rana mówi do żony aby wziąć rydel*9 , sam wziął siekierę i nakazał jej iść na pole , doszli do miejsca gdzie dwie drogi schodzą się w jedną , po zatrzymaniu się rozkazuje żonie kopać dołek na swoją miarę . Żona kopie , a Michał obserwuje ją , w końcu mówi do niej ; daruję ci boś posłuszna .

Z trzech synów jedynie przed Jakubem miał respekt , ale był to chłop bardzo silny , też i dał mu 8 mórg w caliźnie , natomiast Piotrowi i Szymkowi po 2 morgi i to od samych granic z Niżatycami . Córce zamężnej za Fołtę Tomasza też dwie .Pozostało mu 8 mórg w caliźnie od domu w stronę pól , owdowiawszy w bardzo prędkim czasie ożenił się z panną z dzieckiem .Miała syna , który nosił panieńskie nazwisko jego pierwszej żony Cwykiel .Jemu to Michał zapisał tę pozostałą część majątku .Dopomógł do tego zięć Michała Fołta Tomasz mając w planie dostać Cwykla za zięcia .Cwykiel Józef dopóki ojczym Michał nie zapisał ziemi , chodził do Fołty z zamiarem żeniaczki , jak ojczym zrobił zapis żeniaczka mu przeszła i ożenił się u Stańka Tomasza .

Fołta Bronisława wyszła za mąż za Hawra Karola .

Brat Michała , Walenty prowadził bardzo towarzyskie życie i często jeździł do Kańczugi aby się zabawić .W Kańczudze spotykał sobie podobnych jak Piórkowskiego z Sieteszy .Obydwaj mieli bardzo piękne konie , Walenty lubił konie w przeciwieństwie do swego brata Michała i nie wiązał im pysków , aby nie skubały trawy idąc drogą .

Na Barbary 4.XII odbywał się główny jarmark w Kańczudze , na ten targ jechał każdy gospodarz choćby tylko popatrzeć .

Walenty jeżeli był w Kańczudze to nigdy nie ominął narożnego szynku u Zydla .to tu z chodzili się Mroczki z Manasterza –właściciele szynku , Piórkowski no i Walenty , między którymi zawsze dochodziło do rywalizacji , kto ma lepsze konie .Właśnie na takim jarmarku doszło do zakładu pomiędzy Piórkowskim , a Walentym , które konie wygrają wyścig do Mikulic i spowrotem , przegrany stawiał 100l.piwa i 1 litr spirytusu . Siedli do swoich furmanek już pod dobrym gazem i jadą całym gościńcem , wóz w wóz , aż do Niżatyc , tu ze skotnika na gościniec wyjechał hr. Scypion z Łopuszki Wielkiej . Nim się spostrzegł co się dzieje to już jeden z dyszli zaprzęgu uczestnika wyścigów wbił się w brzuch jednego z koni hrabiego . Koń zabity , bryczka przewrócona i mandat za niebezpieczną jazdę . Koszta pokryli Piórkowski i Walenty , który w tym celu sprzedał kawał swego gruntu , nie wiem jak stał finansowo Piórkowski .

........Brożbar Maria ; wnuk Piorkowskiego , Andrzej ożenił się z Katarzyną Miara z Gaci , zmarł na raka płuc , jeden z jego synów ożenił się w Białobokach u Szpiłyka Władysława i tam mieszka , natomiast drugi wyjechał do Rzeszowa gdzie zamieszkał , gospodarstwo zostało sprzedane ..........

Sochacki udzielając się towarzysko nie miał czasu dla gospodarstwa , ziemią opiekował się parobek , który nie mając nikogo nad sobą robił co chciał , pole stawał się powoli ugorem , a Walentemu gotówka była potrzebna , a to na oświatę u Zydla , a to na jakiś zakład , więc wyprzedaje po kawałku ziemię , sam wyścig w Kańczudze kosztował go 2 morgi .

Pierwsza żona Walentygo , Marianna z Brożbarów , siostra Brozbara Wojciecha porodziła dwoje dzieci , Pawła i Agatę , sama nie zdołała utrzymać gospodarki , w końcu z wyczerpania zmarła .

Walenty uwczesnym zwyczajem nie długo nosił żałobę i żeni się po raz drugi , trafił jednak na żonę słabego zdrowia , i za parę lat znów został wdowcem .Trzecią żonę Walenty trafił silną i młoda , pochodziła z Wolicy z Dyrkaczów , porodziła Walkowi sporo dzieci , które wieś nazywała Dyrkaczami .

U schyłku życie Walenty nie dużo miała do rozdania , dzieci z pierwszej żony z Brożbarów otrzymały po niewielkim kawałku ziemi i poszły na swoje gospodarstwa niewiele większe od kuczniarskich .Paweł ożenił się na Klinie / Mała Kosina / i tam zamieszkał , jego syn Kazimierz wrócił do Gaci , ożenił się u Kwolczaka Jana z jego córką Bronisławą . Paweł na strarość zamieszkał u syna w Gaci , zmarł mając 90 lat .

Agata wyszła za mąż za Teofila Szlęka z Gaci . Teofil często sługiwał u ojca , a jego wszystkie dzieci były chrześniakami mojej matki , albo ojca .Rodzice często pomagali Szllekom , Agata otrzymała dużą czerwoną krowę , a Teofil utrzymywał się z wyrobu koszy .

Starszy syn Teofila , Józef też utrzymywał się z wyplatania koszy , a młodszy Franciszek chodził do szkoły Spółdzielczej i po II wojnie światowej dostał etat w gackim GS jako zaopatrzeniowiec . Rozpił się , przenieśli go do sklepu za sprzedawce , później do Spółdzielni Koszykarskiej , a na koniec zwolnili z pracy .

Kluz z końca , był opiekunem dzieci Sochackiego Walka i zobowiązany był płacić podatek gruntowy z używanej części gruntu , drugą część płacił pasierb Michała , Cwykiel Józek i czynił to regularnie co roku .Kluz twierdził ,że to on płaci , a nie Cwykiel . Pokazuję Kluzowi kwity płat Cwykla , skutek był taki , że Kluz chodził po wsi i głosił jako jestem złodziejem. .Na koniec przyjechał urzędnik z Urzędu Skarbowego i spór się skończył , Kluz zapłacił .

Tonia Tomasz mieszkając na końcu zdobył zaufanie u mieszkańców południowej strony wsi , był nawet wójtem w 1880/86 r.

Ożenił się u Mroczków w Manasterzu , którzy wywodzili się z Rogóżna . Teść Toni był karbowym na folwarku w Rogóżnie , po powstaniu w 1863 r. będąc w korniaktowskim lesie przywiózł rannego powstańca . W wielkiej tajemnicy przed władzami Austrii leczył go u siebie w domu .Oficer miał bagaż , końskie siodło , którego pilnował jak oka w głowie . Wyleczywszy się , wziął karbownika na stronę i zapytał , pokazując mu zawiniątko , gdzie by można to przechować , aby nikt nie znalazł .Karbownik wziął zawiniątko i je zakopał ,a umówili się tak ; jak po roku nikt nie przyjdzie po przechowywany przedmiot , to karbownik rozporządzi tym według własnego uznania . Karbownik po umówionym czasie wykopał zawiniątko i odkrył w nim złoto , kasę powstańczą . Wedle umowy , rozporządził się nim według własnego uznania , kupując za te pieniądze , folwark w Manasterzu . Dwóm córkom , z których jedna wyszła za mąż za Tonię Tomasza po 10 mórg ziemi . Na miejscu pozostała najmłodsza Irena , syn Jakub w pewnym oddaleniu , drugi syn Marek nieco bliżej , a Walenty pomimo , że ukończył gimnazjum w Jarosławiu zamieszkał zaraz przy siostrze po drugiej stronie gościńca z Dynowa do Kańczugi .

Starszy brat Tomasza , Józef to pierwszy chłopski syn , z wykształceniem Uniwersytecki ,i z bólem jednak trzeba przyznać , że wyrodny syn . Będąc w Rzeszowie sędzią bawił się w wielkiego pana i arystokratę , gdy go czasem ojciec odwiedzał , Józef wstydząc się swego ojca , zabronił ojcu odzywania się do niego na ulicy . Sędzia wypuścił się na psie ścieżki i nabawił choroby wenerycznej , kończąc tym swoją karierę .

Dwaj młodsi bracia Tomasza , Jakub i Szymon pożenili się z córkami Ryznara Józefa , żonatego z Anną Tuleja .Jakub z Salomeą , a Szymon z Katarzyną , po śmierci jej pierwszego męża Piotra Bożka

Stryjeczne brat Tomasza , Michał Tonia , ukończył 4 klasy szkoły podstawowej w Kańczudze

i przyłączył się do mojego ojca , zostając pisarzem gminy i założycielem kasy , a zarazem jej kasjerem aż do swojej śmierci w 1911 r. Tonia Michał był człowiekiem niezwykle uczciwym , co nie można powiedzieć o jego synu Janie zw. Cencik .

W 1911 r. zmarł Tonia Jan syn Tomasza , też wójt , a ojciec , Władka , Tadka , Tadliny , Marii , Józka ,a nie Tomasz , jak chce tego autor Historii Kasy w Gaci .

Tonia Józek syn Jana ożenił się z moją siostrą Kunegundą .Wesele siostry z Józkiem odbyło się z wielkim niezadowoleniem gości weselnych , którzy spotkali się z dużą oszczędnością w napojach i jadle . Przed weselem matka zapowiedziała żebym obsługiwał gości weselnych jako starosta domowy , starostą wyjezdnym Józka był Szpiłyk Jan z Białobok jego szwagier , który żeniąc się z Marią pozostał na ojcowiźnie Toniów .

Będąc starostą domowym troszczyłem się o gości , a zwłaszcza o Mroczków z Manasterze wójków Józka . Brat Tadek również był starostą domowym i na samym początku wesele przerobił matkę , aby podawać oszczędnie , na co goście niby żartem zwracali mi uwagę . Porozumiałem się z żoną , która była pomocą w kuchni , przyniosła wielki bochen chleba i dużą kiełbasę , zawinąłem to w szmatę i poszedłem do domu .

Wróciłem wieczorem , Mroczków już nie było , wrócili do Manasterza , a raczej do Kańczugi

zatrzymując się na pewno w szynku Zygla , który był ich własnością .

Gaście ze skwaszonymi minami zaczęli rozchodzić się do domów . Po weselu pozostała większa połowa przygotowanego jadła , które staraliśmy się zagospodarować , ale wcześniej uległa zepsuciu . Takie to było przyjęcie u najbogatszej rodziny we wsi , a matka wszędzie była przyjmowana u wszystkich na pierwszym miejscu .



XXX



Od 1848 do 1875 r. w Galicji obowiązuje zakaz dzielenia gruntów .

Na ten czas w zwyczaju było , że majątek otrzymywało jedno dziecko z całego rodzeństwa , nie było na to reguły , ale był to ; najstarszy albo najmłodszy syn , czasem majątek otrzymywała najstarsza córka , reszta dzieci o ile które nie wżeniło się w kmiecy grunt , otrzymywało to co miało na sobie : płutnianka , kożuch , skużaki *9, bekesze i szło na kucze zasilając biedotę wiejska.

Spadkobierca jeżeli miał taką wolę to darowywał rodzeństwu po 0,5 stajania /morgi/ pod budowę domu , a jeżeli nie , to dostawali z dobra wiejskiego , służąc później u swojego bogatego rodzeństwa .

Kmiecie mając chleb różnie traktowali służbę , a zwłaszcza młode dziewczęta , które oprócz prac gospodarskich , często służyły też jako kochanki .

Przy samej plebani w Gaci swoje 30 morgowe gospodarstwo miało trzech braci Ślęków , starszych już kawalerów , mieszkali w chałupie starego typu , paląc ogień na nalepie podsycali go drzewem takim jakie przywieźli z lasu , nie rąbiąc go , ani nie przecinając , wkładali całe pniaki oknem , a jak się upalił to go podsuwali bliżej ognia .

W piekarni pod ścianami stały drewniane prycze na których spali dwaj starsi bracia , najmłodszy spał w stajni . Mieli jeszcze ojca , który już nie wychodził z izdebki .

Każdy z braci miał funkcję według starszeństwa ; najstarszy był jakby ojcem i mało zajmował się gospodarstwem , jego troską były kanarki , ich klatki były wokół ścian w piekarni , kanarki czasem tak śpiewały , że nie było słychać swoich słów .

Średni miał funkcję gospodarza , dozór nad końmi , bydłem i uprawą roli . najmłodszy był parobkiem .

Średni z najmłodszym uprawiali kłusownictwo , strzelcy pilnujący pól przed kłusownikami mieli braci na oku , ale żeby udowodnić kłusowanie trzeba było mieć dowód , strzelbę albo upolowaną zwierzynę .

Bracia wyjeżdżali w pole orać , jeden orał , a drugi kłusował , jak zauważył strzelców wracał do brata , wrzucał strzelbę w bruzdę , a brat ją przyorywał , albo odprzęgali konie i wiali do wsi .Strzelcy raz zabrali pług na folwark w Tesinie , za co bracia oskarżyli ich o grabież mienia .Nie zawsze byli jednak na wierzchu i raz strzelcy uchwycili strzelbę , a mając dowód oskarżyli braci za kłusowanie . Sąd nałożył grzywnę , której ani myśleli płacić . Żywili się tylko mięsem , które trzymali solone w beczce , dwaj starsi wódkę i potrzebne im rzeczy kupowali za pieniądze ze sprzedaży koni dla wojska , najmłodszy zaś z kotów *10 sprzedanych żydom .

Służące najmowali przeważnie z Husowa czy Tarnawki i rzadko się zdarzało aby nie odchodziła bez przychówku . Zdarzyło się że jedna oskarżyła najstarszego o alimenty , sprawa poszła do sądy , i wróciła do Ślęka w postaci sekwestra . Podczas egzekucji wyroku bracia nawet nie wstawali z prycz , najstarszy oprócz kanarków nie miał nic , sekwester nie mógł wykonać wyroku , ale stary Ślęk , aby dziewka nie była stratna kazał jej dać stare skużaki . Tak to skończyła się pierwsza sprawa o alimenty w Gaci .

Jednak z kłusowaniem było gorzej , sekwester poszedł do stajni zabrał najładniejszego konia,

i zaprowadził go do wójta Fołty Sebastiana . Koń był koniem remontowym dla wojska to i był dobrze odpasiony , u Fołty stał tydzień i był nie bardzo karmiony , tak że schudł .Żył jeszcze ich ojciec to i gospodarstwo było jeszcze ojca , więc i koń był ojca , bracia oskarżyli sekwestra o zamorzenie konia i zabór mienia , sprawę wygrali .otrzymując odszkodowanie .

Najmłodszy ze Ślęków był powodem przykrych następstw .

Poważny Jakub Dzień , radny gminy i przyjaciel wójta Brożbara Wojciecha , miał syna

*9- skórzane spodnie

*10-worek zboża 25 kg.

przedślubnego syna Marcina .Dorosły syn Jakuba nosił nazwisko matki , Zając , a na ten czas zwany był synem swojej matki .Służbę wojskową odbywał w kawalerii , gdzie dosłużył się kaprala .Marcin przy pomocy opinii wójta Brożbara dostał się na zawodowego żandarma i rozpoczął służbę na ulicach Skawiny .

W Skawinie zapoznał swoją żonę Stanisławę Dobrowolską , panna majętna , miała dwóch braci , jeden z nich wykładał na Uniwersytecie Jagielońskim , natomiast drugi był lekarzem wojskowym w randze porucznika .

Zając żandarmem był dobrym , miał tylko jedną wadę , lubił popić , a jak już pił , to zapominał o swoich obowiązkach .Na koniec został zwolniony , sprzedali majątek żony w Skawinie i przy pomocy szwagrów kupili dom w Krakowie przy ul. Mikołajskiej .

Żona Zająca była energiczną kobietą , na parterze swego domu otworzyła sklep spożywczy , a na piętrze gdzie było dwa pokoje i kuchnia zamieszkali. Zającowie mieli córkę Anielę , która ukończyła gimnazjum i zdała maturę .Wszystko sprzyjało , aby Aniela kontynuowała naukę , wujowie byli starymi kawalerami i popierali siostrzenicę w jej chęci studiowania .

Tu stanęła jednak przeszkoda nie dająca się wyminąć ; Marcin ojciec Anieli według uwczesnego prawa nie miał ojca , nosił nazwisko matki , a w zaborze Austryjackim religią panującą była ; religia Rzymsko- Katolicka .Według prawa katolickiego każdy absolwent gimnazjum , aby studiować na uczelni wyższej musiał przedstawić metrykę zgodna z prawami kościoła , czyli musiał mieć oboje rodziców

O rodowodzie Zająca dowiedziałem się od niego samego , jadąc z nim do domu na przepustkę z wojska . Jechał on do swojego ojca w Gaci i opowiadał o sobie , od Krakowa do Rogóżna .

W Gaci , Zając chciał prosić swego ojca , o ojcostwo , które było mu potrzebne dla córki Anieli , w innym wypadku , Aniela nie mogła studiować .

Wspominał kolegów z lat młodości ; Jędrejka Jana , Bembna Jana , który zginął na Włoskim froncie .Z Rogóżna przyszliśmy pieszo do mojego domu , gdzie Zając zwierzył się mojej matce z kłopotu i poprosił ją o pomoc w przekonaniu Jakuba . Maciej Zając sądził , że Jakub będzie obawiał się , aby nie zagarnął on majątku , który przypadał dla ślubnego syna Jakuba więc zaproponował ojcu , pisemne zrzeczenie się praw do majątku i pieniądze , jednak nie zdołał przekonać Jakuba do swoich racji . Poszła przekonywać Jakuba moja matka , ale też nic nie wskórała , Marcin po tygodniu wyjechał zawiedziony do Krakowa .

Za jakiś czas z Krakowa przyjechała żona Zająca , Stanisława w tej samej sprawie . Poszły z matką obydwie do Jakuba , ale Jakub był nie ugięty w swoim postanowieniu . Na ten czas Stanisława zaczęła grozić Jakubowi , że wyjawi tajemnicę rodziną . Najmłodsza córka Jakuba zbałamucona przez najmłodszego ze Szlęków tuż przed wojną w 1914 r. dorobiła się przychówku . Po naradzie , Zając zabrał przyrodnią siostrę do Krakowa i przy pomocy szwagra lekarza usunięto kłopot siostry , tak że do Gaci wróciła nadal panną , wyszła za mąż jako już starsza panna za wdowca Zająca , który z pierwsze żony miał dwóch synów i córkę Anielę , żyli w przykładnej zgodzie . Zając w jednej osobie był szewcem , stolarzem wyrabiającym wialnie do zboża własnego pomysłu , krawcem , kucharzem jak była potrzeba , jednak nadto był nerwowy . Do niego to poszła Stanisława Zając , aby wyjawić mu przeszłość żony . Zając wpadł w apatię , a później dostał szału aż wszyscy pouciekali ze strach z domu , jedynie jego zięć Marcin Balawender ożeniony z Anielą potrafił teścia uspokoić mając niewiarygodną siłę .

Było takie zdarzenie , Marcin z Anielą żyli w zgodzie , ale pokłócili się do tego stopnia , że Marcin zaczął wynosić swoje rzeczy do ojca , zebrał zboże w jeden worek tak około 150 kg. i zarzucił go sobie na plecy , żona i obecny przy tym teść uwiesili się na worku , ale Marcin wcale nie zwracał uwagi na to , że mu przybyło wagi , tylko ze wszystkim tak szedł do ojca .

Kiedy Zając zachorował pojechali od Dzienia do Krakowa po pomoc , ale Stanisława Zając ani słyszeć nie chciała o tym , Marcin Zając po tym zdarzeniu zerwał kontakty z rodziną z Gaci .

Karczmy



Do 1868 r. w Gaci było 5 karczm i każda bardzo dobrze prosperowała pomimo , ze Gać liczyła tylko 400 osób . Kmiecie pili tracąc całe majątki , a byli i tacy którym wiejskie karczmy nie odpowiadały jak Jakielaszkowi . Jakielaszek po uwłaszczeniu posiadał 60 morgowe gospodarstwo , największe w Gaci , na libacje jeździł do Łańcuta 4 koni , bo parą jak powiadał , jeździł dziad , przepił cały majątek , który przejęli żydzi . Sam Lobelfild zwany Janklem przejął 6 mórg od gościńca wzdłuż skotnika na Rogóżno z niewielkim kawałkiem , który kupił Marcin Dzień a od którego ten kawałek kupiła gmina pod szkołę stawianą w 1898

Słyszałem z opowiadań , że Szlęk i Zając mieszkający na tzw. Górkach przepili całe majątki , natomiast Dymieniak i Ryznar Tomasz zaliczeni do grona pijaków przez autora wieś Gać – 100 lecie Kasy Spółdz. ; to pierwszy Dymieniak był pijanicą , ale swój 9 morgowy majątek stracił podpisując weksle nie umiejąc ani czytać ani pisać , znakiem krzyża . Dymieniak lubił się bawić i znany był z tego we wsi , a ponadto umiał się wprosić na wesela czy chrzciny , jak brakło zabawy we wsi , chodził do Kańczugi .Dymieniak czytać nie umiał , ale umiał liczyć i miał dobrą pamięć , wyszło mu , że go żydzi naciągnęli , a po sprawiedliwość poszedł do Wiednia , do cesarza Franca Jozefa . Dotąd dobijał się do cesarskich drzwi , aż go wysłuchali uprzednio kąpiąc i przebierając w lepsze ubranie . Jednym słowem gacki chłop jedząc czarny chleb z plewami i wyka , znając parę słów po niemiecku po odbyciu służby wojskowej , miał się za austryjaka . Austria wyzwoliła go od pańszczyzny , rząd bronił przed panem dziedzicem . Ambony zamiast chłopa uświadamiać to utwierdzały go w tym stanie głosząc ; kto w dziadowską księgę wpisany , tego nikt nie wymaże , albo komu Bóg dał więcej to i więcej od niego wymaga

Cesarz polecił staroście w Łańcucie , aby sprawę uregulował , adwokat z Albigowej Szpunar

tak pokierował sprawą , że gospodarstwo wykupiła Kasa z tym ,że dzieci Dymieniaka mogły majątek wykupić spłacając dług ojca .Syn Dymieniaka , Jacek wyjechał do ameryki , a po powrocie wraz z bratem Marcinem wykupili 1/3 majątku ojca , a 2/3 wykupił mój ojciec Brożbar Wojciech .

Drugi z wymienionych ; Ryznar Tomasz , mój wuj ze strony matki , którego znałem od dziecka , nigdy nie pił wódki , chociaż lubił piwo , a tym przecież nie można przepić 18 morgowego gospodarstwa . Ryznar grunt sprzedał , aby spłacić zaciągnięte pożyczki na życie ponad stan , które stworzyła jego żona , Apolonia Skwarczyńska córka organisty Skwarczyńskiego , powstańca z 1863 r , który w Gaci zamieszkał , wynosząc ten sposób życia z domu .

Ryznar był za dobry dla żony i na każde jej życzenie dostarczał potrzebnej gotówki ile chciała

Dochodu z gospodarstwa nie miał za dużego to i sprzedawał po kawałku majątek , aby żona mogła kupić sobie materiały na ubrania jakich we wsi nie było .

Ryznar rolnikiem raczej nie był , tylko filantropem . Bardziej obchodziło go czyjeś nieszczęście niż swoje . We wsi słynął jako znachor dla zwierząt , pomagając ludziom w leczeniu ich zwierząt , wycielając krowy , czy źrebiąc klacze . Zawód znachora na wsi nie był lekki , a przede wszystkim musiał być połączony z filantropią , chłop za zwyczaj gotówki nie miał ,a zwierzę pomocy potrzebowała , więc zapłatą było nieraz jajko kurze .

Za sanacji za jajko nie zawsze był papieros , machorkowy , najtańszy , który kosztował 2 gr. , a za Ryznara było jeszcze gorzej i bieda większa .

Do 1878 r. najważniejszą karczmą w Gaci była karczma obok kościoła przy cmentarnej drodze za olejarnia Miary . W niej odbywały się wszystkie wesela i chrzciny , dopiero przybycie do Gaci księdza Bronisława Markiewicza przerwało olbrzymie dochody karczm .

Ks .Markiewicz do Gaci przybył w 1875r. a 1876 r. zostaje Gaci przywrócony statut parafii której proboszczem zostaje ksiądz Markiewicz , swoim nauczaniem skłonił wieś , aby ta uroczystości domowe urządzała w domach , dom weselny dobrowolnie płaci karę pieniężna

jeżeli na uroczystości weselnej było pijaństwo i bijatyka , na ten czas kara przypadała gminie

która przeznaczała gotówkę na rzecz biedoty wiejskiej .

Gospodarz , aby nie płacić ustalonych kar , na wesele kupował tylko 1-2 litry spirytusu , ale w zamian było kupowane dużo piwa i wesela nadal były chuczne w myśl porzekadła ; chociaż bieda w komorze , to chuć na dworze .

Początek starego wesela trzeba brać od oświadczyn .Młodzi nie mieli w tym żadnego udziału

i chcąc nie chcąc musieli wykonywać to co ustalili rodzice , oni podejmowali decyzje o szczęściu , albo i nie szczęściu swoich dzieci .

O ile nie zdarzyła się okazja , że obydwaj zainteresowani ojcowie nie spotkali się wcześniej w karczmie , weselu czy chrzcinach , wysyłali do strony przeciwnej tzw. faktora .

Faktorem mógł być przyjaciel rodziny , sąsiad , czy bliski krewny , ustalał on co ma dać jedna rodzina , a co druga .

Po uzgodnieniach majątkowych w najbliższą niedzielę , ojciec z synem szli do wybranki złożyć oświadczyny . Podczas przywitania ojciec młodego zagajał rozmowę z gospodarzem czy nie ma on jałóweczki na sprzedaż , bo jemu akurat jest potrzebna dla młodego byczka i stawiał na stole butelkę rumu zw. arakiem i 1kg. cukru .

Gospodyni stawiała wodę na herbatę i kieliszek na stół . Ojciec młodego nalawszy rumu do kieliszka przepijał do przyszłego swata , po wypiciu dwóch , a nalawszy do trzeciego upominał się o przeszłą synową , która brała nalany kieliszek i upijała połowę , a drugą podawała przyszłemu mężowi . Czasami zdarzało się , że młoda uciekała z domu , wtedy ojcowie kończyli napoczęty trunek , a przy pożegnaniu ojciec panny wyciągał sakiewkę za pasa i zwracał koszt nabytej butelki ojcu młodego .W poniedziałek ojciec panny moczył powróz i zaczynał nim okładać córkę aż doszła do rozumu , w niedzielę znów przychodzili zalotnicy i rytuał rozpoczynał się od początku , zdarzało się , że córka znów uciekała i ojciec musiał rozpoczynać naukę od początku . Nauka córki trwał aż do skutku , mało było wypadków aby było inaczej niż uzgodnili rodzice , taki zwyczaj trwał do 1914 r.

Po spełnieniu wszystkich warunków tradycji , w najbliższy czwartek rodzice młodej urządzali tzw. osłęby . Młody przywoził ćwiartkę / 25 l./ piwa , a czasem i więcej , spraszano krewnych i sąsiadów , zaczynano się weselić .W sobotę młodzi szli na plebanię do tzw pacierzy – nauka dogmatów religijnych , a młody płacił za zapowiedzi , które były głoszone przez najbliższe trzy niedziele po każdym kazaniu . W poniedziałek młoda z przyjaciółka albo wynajętą kobietą szła po tzw. kweście , wszystkie panny chodziły po kwaście od kmiecia do kucznika , zwyczaj przetrwał do 1914 r. Dary z kwesty były sprzedawane , gotówka przeznaczana na wesele .

W drugą niedzielę młodzi i rodzice zapraszali pomocników weselnych ; starostę domowego który podawał gościom jadło i napoje , starostę wyjezdnego który przyjmował orszak weselny u siebie w domu , a zwłaszcza młodzież , starsi szli wprost do domu panny młodej , do którego młodzi przychodzili dopiero po południu na obiad . Drużbą zwykle bywał brat młodej był on całym gospodarzem , chodził z harapem ze skręconej skóry na różne sposoby pilnując porządku i gonił nie proszonych gości precz , rozpoczynał tańce , rękownicę bywała zazwyczaj bliska krewna młodego .

Starościna wyjezdna zapraszała starszego swata , który jechał konno na czele kawalkady swatków . W ostatnią niedzielę przed weselem , rękownica z drużbą przychodzili po pannę młodą i razem szli na mszę specyjalnie na nią spóźniając się . Stawali w drzwiach kościoła i wyłapywali młodych chłopców i dziewczęta wychodzących z kościoła po mszy , byli to swatkowie i druchny , po złapaniu odpowiedniej ilości młodych zapraszano ich na obiad , do młodej szli kawalerowie , a do młodego szły panny , później wszyscy zbierali się u starosty wyjezdnego , aby ubierać tzw wiechę . Wiecha ; to młody świerk przybrany w kacze i gęsie pióra .

W poniedziałek od samego rana panna młoda z rękownicą chodziły po wsi i spraszały gości

weselnych .

Przy zaprosinach młoda łapała wszystkich po nogi , bez względu na wiek , młodzi zwykle uciekali od takiej przyjemności , ponieważ przy zaprosinach był zwyczaj dania młodej datku pieniężnego , a młodzi zawsze bywają goli . Wieczorem drużba sprowadzał do domu młodego muzyków na tzw. wyprowadziny , na które przychodzili swatkowie i druhny , sąsiedzi i nie zaproszeni na wesele znajomi , bawili się do północy .

We wtorek odbywał się ślub , rano po lekkim śniadaniu muzyka zaczynała ograć pod oknami młodego , który zaczynał się żegnać z rodzicami łapiąc ich pod nogi , szedł do stajni i siodłał konia , jeżeli go miał , a jeżeli nie to pożyczał , jechał do starosty wyjezdnego , gdzie czekał już woźnica z wozem rozpiętym na długo i zaprzężoną do niego czwórką jednakowej maści koni , siadała w nim więchownica z druhnami , muzyką i starościną wyjezdną , która miała kosz pełen tzw, szyszek*11 , które rzucała gapiom w czasie jazdy do kościoła .

Starszy swat otrzymywał od starościny wielki biały bochen chleba przystrojony wstążkami tzw. korowaj , który jadąc konno wiezie go do kościoła . Cała kawalkada jedzie do panny młodej , gdzie starosta domowy w drzwiach domu weselnego częstuje co znaczniejszych gości wódką .

Młodzi klękają przed zebranymi rodzicami , odbierają błogosławieństwo i idą razem na nogach do kościoła , zwyczaj ten przetrwał do 1900 r. , później rozpoczął się nowy zwyczaj .

Od młodej pierwszy wyjeżdżał starszy swat z korowajem na ręce i swatkowie w żupanach , którzy trzymają w rękach harapy *12 za nim wóz zaprzężony w czwórkę koni , za wozem młody z drużbą na koniach i półkoszki z rodzicami i resztą gości . Wszyscy czekali pod bramą kościoła na pannę młodą , która na nogach podejmując każdego napotkanego przechodnia pod nogi szła do kościoła .

Starszy swat oddaje starościnie korowaj i zabiera swatków do karczmy na poczęstunek .

Po przyjściu młodej pod kościół formuje się orszak weselny ; pierwsza do ołtarza podchodzi młoda z rękownicą i starszą druhną , za nimi młody z drużba i starostą wyjezdnym , którzy są zarazem świadkami zawartego małżeństwa co stwierdzają podpisami , jeżeli umieją pisać , a jeżeli nie , to trzema krzyżami . Młodzi idą do spowiedzi , po której wracają pod ołtarz aby wysłuchać mszy i odbyć śluby . Po ślubach młodzi obchodzą ołtarza trzy razy na znak potwierdzenia życia i wychowania dzieci w wierze katolickiej , i wychodzą z kościoła już razem .Swatkowie znów ustawiają się na czele orszaku , za nimi wóz zaprzężony w czwórkę koni , na który siada młoda mężatka , za nim młody z drużbą na koniach i reszta orszaku .

Od 1914 r. młody i młoda jadą do kościoła , ale na osobnych wozach , a wracają na jednym .

Zazwyczaj w miejscu gdzie powrotna droga była trudno przejezdna , woźnica powożący czwórką koni stawał twierdząc , że dalsza podróż jest niemożliwa , na ten czas , drużba zdejmował kapelusz i zbierał pieniężne datki dla woźnicy pośród uczestników wesela i oddawał gotówkę powożącemu .Wesele ruszało dalej , jednak przystając co jakiś czas przed tzw szlabantami , które dzieci ,a zazwyczaj młodzież przegradzała drogę wozem , powrozem czy stawiając stół w poprzek i w ten sposób uniemożliwiając przejazd . Drużba wychodził na ten czas na czoło wesela i stawiał , albo dawał do ręki dzbanek piwa , a dzieciom szyszek , po takim wykupie przejazd był wolny .Starszyzna jechała do młodej , a swatkowie , druhny i młodzi do starosty wyjezdnego , tam przed zamknięte drzwi podchodził starszy swat i rozpoczynał targ o wejście do środka domu , za symboliczną cenę wszyscy wchodzą do środka i jedzą śniadanie .Po śniadaniu starszy swat bierze starościnę w pierwszą parę i wychodzą na podwórze rozpoczynając tańce , drużba biorąc każda druhnę pojedynczo , wyprowadza je też na podwórko i oddając je swatkom , tańce trwają , aż wrócą młodzi , którzy ponownie chodzili prosić znaczniejszych gości na wesele , a czasami i księdza . Wracali zazwyczaj na obiad i zabierali młodzież do domu weselnego .

*11- biała bułeczka w kształcie ptaszka

*12- bicz ze skręcanej lub plecionej skóry o rękojeści z koźlej lub sarniej nóżki z przytwierdzoną do niej czerwoną chusteczką .

Na stoły podawano placek*13 , masło , ser mieszany z czosnkiem albo cebulą , gomółki czasem była polewka , tylko przed znacznymi gośćmi , którzy sadowieni byli przy osobnym stole stawiano kiełbase i przekładańce . Po okna domu weselnego czy to latem czy zimą podchodziły dzieci , którym matki podawały oknami placek był to na ten czas wielki rarytas .

Tak bogato zastawione stoły były tylko u bogatych kmieci , u biedniejszych i biedoty stawiano razowy chleb z mąki mielonej w żarnach .

Młynów było dwa w Manasterzu i Soninie , obydwa wodne

Alkohol podawano dopiero na drugi dzień wesele to jest w środę w którą z samego rana do domu weselnego przychodził przebieraniec , za mojej młodości wsiowym wesołkiem był Zając Marcin , z chwilą jego śmierci zwyczaj upadł .

Popychał on przed sobą dziecinny wózek , który można było kupić na jarmarku - drewniana skrzynka z malowanymi bokami w różne kwiatki , ptaszki , konie i różne ornamenty na małych kółkach . Wózek ubierano w kwiatki a do środka wkładano lalkę jako imitację dziecka , albo wiązkę badyli , takim pojazdem zajeżdżano na podwórko starosty wyjezdnego i sadzano go do pojazdu , następnie w śród śpiewów i muzyki przewożono starostę do domu weselnego .

Wieczorem strościna z młodą i druhnami szły do komory sadzając młodą na dzieży *14 , aby nigdy nie zabrakło w nowym małżeństwie chleba , rozpoczynały się „oczepiny”. Druhny śpiewały pieśni , a starościna przybierała młodą w strój matki , zakładając jej na włosy czepiec

Ozdobą kobiet był czarny obcisły do pasa gorset , nakładany na białe bluzki z bardzo cienkich nici , bluzki wyszywane kolorowymi nićmi , albo wycinane w kwiaty i obszyte . Za mojego dzieciństwa gorsety zaczęto wyszywać w kwiaty , małymi kolorowymi koralikami z porcelany i mosiężnymi blaszkami zw. cekinami , do tego były spódnice jednego koloru sięgające kostek na które zakładano białe fartuszek od dołu do połowy z naszytymi wstążeczkami różnego koloru , buty pół wysokie juchtowe , a od 1910 r. boksowe tz. trzewice.

W pierwszy dzień wesela swatkowie nosili w porze letnie sukienne spodnie , a w drugi dzień z samodziału dobrze bielone , koszula wyciągnięta na spodnie , też biała i zawiązana pod szyją czarną tasiemką , przypasana skórzanym szerokim pasem nabijanym mosiężnymi ćwiekami i kółeczkami w których były różne zwierzęta , ptaszki , do tego duża okrągła mosiężna klamra .Do tego zakładano długą sięgającą kolan kamizelkę , czarną albo niebieską .Płutnianka to rodzaj długiego płaszcza z grubego lnianego płótna skrojony na wzór żupana .

Żupan był z niebieskiego sukna podszyty czerwoną podszewka , dobrze wcięty w pasie , dołem szeroki , na wysokości bioder imitacje kieszeń z mosiężnymi guzikami , duże wyłogi ze sztywno stojącym kołnierzem . Do czerwonych wyłogów żupana przyszyte były mosiężne guzy wielkości orzecha laskowego . Buty z cholewami juchtowe .

Natomiast zimą w dzień powszedni czy świąteczny noszono spodnie z owczej skóry tz skórzaki .Skóry wyprawiano na biało i szyto z nich kożuchy i półkożuszki sięgające pasa .

Kożuch nie różnił się dużo krojem od żupana , nie miał tylko podszewki , a na bokach imitacje kieszeń obszyte były skórka z tchórza .

Zimą bogaci kmiecie przy wielkich świętach nosili sukienne długie płaszcze zw czamarą .

W trzeci dzień wesela to jest w środę , pod wieczór drużba musiał odnaleźć wiechę , którą uprzednio dobrze schowała więchownica , za zwyczaj przekupywał ją piwem .Po jej odnalezieniu wychodził na dach domu weselnego , aż do wilka gdzie osadzał ją bardzo mocno i dobrze skrapiał wódką .Późno wieczór był tz. talerz , czyli zapłata za wesele , starosta domowy wstrzymywał podawanie jadła i napoi i na przygotowany talerz kładł gotówkę do której dokładał się starosta wyjezdny . Po zliczeniu pokazywano sumę uczestnikom wesela

*13- biały pszenno-pytlowy chleb zagniatany na mleku . *14- duża drewniana półbeczka do zagniatania ciasta na chleb .

za starostą dokładali się poważni goście , krewni sąsiedzi i znajomi , na koniec zbiórki kładli drużba i starszy swat , swatkowie druhny .

Z reguły zbiórka z takiego talerza pokrywała koszty wesela . dlatego też nie wiele różniły się wesela kmiece od kuczników .Wesela służby wyprawiali czasami chlebodawcy .

Zwyczaj wzajemnej pomocy zanikł około 1920 r. , gdy biedota zaczęła wyjeżdżać na roboty do Prus wschodnich , ameryki , więź wiejska zanikła .

Druga karczma która upadła po 1876 r. mieściła się naprzeciwko Brożbara Wojciecha po drugiej stronie gościńca . Na jej miejscu Kół. Rol. wybudowało po otrzymaniu pożyczki 1500 kor. Strażnice strażacka i pomieszczenia dla Kół. Rol. , w 1910 r.

Trzecia karczma która też upadła do 1876 r. była na południowej stronie wsi na tzw. końcu w dobrach Lubomirskiego .

Będąc gminnym mierniczym w 1957 r. wszedłem do komisji gospodarczej na miejsce Pacuły Leona . Komisja została wybrana za sołtystwa Brozbara Tadeusza s. Ludwika .Oprócz członka miałem też funkcję sekretarza i prowadziłem księgę protokołów .

Tadek był dobrym sołtysem , za jego kadencji zbudowano szkołę 8 klasową , utwardzono gościniec , poszerzono drogę zagumniową na Ostrów .

W czasie poszerzania drogi natrafiliśmy na dużą parcelę , od drogi Pudełka /Zająca Józefa / w stronę wschodnią biegła 8 m. droga przylegająca do gruntu Kwolczaka Józefa / jego zięć to Kazimierz Sochacki wnuk Marianny z Brożbarów/ od strony północnej , a od strony południowej do łąk Trojnara Franciszka , Stańka Jana , Stańka Leona , Hawra Heronima żonatego u Szpiłyka Andrzeja .

W księgach wyglądało , że Trojnar Józef nie jest właścicielem działki na której mieszka , tylko gmina .Gmina wydelegowała mnie i Tadka Brożbara do sprawdzenia ksiąg kastralnych w Przeworsku , z których wynikało , że droga i plac jest własnością ordynacji Lubomirskich w Przeworsku . to tu była karczma i olejarnia , a po jej likwidacji zamieszkała na placu Łoja Abram zw. Abramką .

Na końcu była jeszcze jedna karczma , którą prowadził żyd zwany Buł – wyjechał do ameryki. Plac po karczmie kupił Dudek z Albigowej za pieniądze zarobione w ameryce , a grunt , który ciągnął się od drogi zagumniowej do granicy z Sieteszą ,na połowę ; Stańko Tomasz ojciec Leona , a dziadek Władka i Drozd Wojciech , kupili oni też na połowę działkę od Lubomirskiego .

Jedyna karczma , która pozostała w Gaci po 1876 r. to karczma przy skrzyżowaniu gościńca ze skotnikem na Rogóżno po jego północno-wschodniej stronie .

Prowadziła ona działalność aż do śmierci jej właściciela Icka Riesenbacha w 1818 r. Icek był najbogatszym żydem w Gaci a i na okolice , prowadził też sklep z towarami mieszanymi , majątek otrzymał w spadku po swoich przodkach . Miał 6 córek i jednego syna Szmula .

Interes Ickiwi szedł do póki sklep Kół. Rol. nie przeszedł w ręce Brożbara Wojciecha prowadzonego przez jego drugą żonę zwaną Brożbarka .

Po uświadomieniu wsi przez księdza Markiewicza we wsi pozostało dwóch pijaków murarz Stącel Kazimierz i szewc starego obuwia Szlęk Jakub . Obydwaj byli stałymi klientami arendarza Icka . Po nich pozostała opowieść ; pili parę dni i kaleta była już pusta a że mieli jeszcze pragnienie Stącel wpadł na pomysł – skoro kmiecie mogli pić na weksle , to oni jako kucznicy mogą pić pod zastaw .Stącel wyciągnął z kieszeni kawałek żelaza z przywiązanym do niego sznurkiem tzw. Bońdsyk , używał tego przyrządu do utrzymania pionu podczas prowadzenia muru .Woła na Icka aby dał litra wódki , a przyrząd odbierze gdy otrzyma pieniądze za wykonywaną prace , Icek wziął bońdsyk i pyta a po co mu taki kawałek żelaza , na to Stącel , że on bez tego przyrządu nie będzie mógł murować , biorąc na świadków współ biesiadników , którzy potwierdzili ten fakt . Icek wódkę dał .

Po miesiącu murarz z szewcem znów przyszli do karczmy , zamówili wódkę i siedzą ani myśląc o wykupie zastawu , na ten czas Icek woła Stącla i przypomina mu o wykupie fantu





Początek wspomień..O Galicji ...Zdjęcia z kresów ..Mapy historyczne..Kresy wschodnie


































1